Opowiedziałeś mi dzisiaj o perturbacji ciał zgodnie z zasadami Keplera i wyjaśniłeś całą mechanikę nieba.
Zamydliło mi to obraz dzisiejszej oberwanej głowy pasażera na tylnej kanapie rozbitego zielonego tico i ostatniego tchnienia kierowcy, który utknął zawieszony na przednim siedzeniu tuż przy podsufitce, niewczas wyciągniętego przez rozciętą blachę samochodu. A także braku oznak życia u umierającej przez pięć miesięcy kobiety, matki oraz siostry, rocznik pięćdziesiąty drugi, na raka.
Perturbacja ciał istnieje i mimo twojego, całkiem przeciwnego przecież stwierdzenia, że się do tego nie nadaję, wprowadzasz mnie w ponowny rezonans, podczas którego skłonna jestem powiedzieć ci wszystkie słowa świata, których dotąd pilnowałam by nie rzucić przypadkiem na wiatr.
Oboje wiemy, że Kepler miał rację i że również,
mimo licznych i w sumie niepotrzebnych zaprzeczeń,
jestem ciałem
czułym na Twoje perturbacje.
Miałam Keatona Hensona w słuchawkach, gdy tu szłam. Śpiewał o mlecznym zębie. Co później, to już wiesz.
OdpowiedzUsuńA te zdjęcia-jak esencja na herbatę w trochę obtłuczonym dzbanku, który nie jest bezczelnie ładny i można parzyć w nim prawdziwe do zgrzytu w kościach historie. Mam na twoje opowiadanie historii wyczulone ciało. Czasem, tak jak dziś, to aż boli gdzieś tam w łzowych kanalikach.
Ajlofju <3
OdpowiedzUsuń